piątek, 8 czerwca 2012

imagine Liam.


zanim zaczniesz czytać włącz  Sad Music 

- ja Sophie Black biorę sobie Ciebie Liamie Paynie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę, aż do śmierci.
ślub brany z przymusu? możliwe. to znaczy.. w pewnym sensie. od czasu, gdy spotkałem Sophie moje życie wywróciło się do góry nogami, gdyż odmieniła je całkowicie, nie do poznania. pamiętam, że był to zimowy, chłodny dzień. spacerowałem bezczynnie, samotnie w parku, ponieważ chłopacy jak zwykle nie mieli ochoty na to, by wyjść ze swoich ciepłych łóżek.
nagle poślizgnąłem się na zamarzniętej kałuży i upadłem prosto przed nią. przyglądała się mi z góry z dziwnym grymasem na twarzy. wstałem, otrzepałem spodnie ze śniegu i przywitałem się z nią. z początku nie była sympatyczna, więc nie rozmawialiśmy za długo. mimo, że nasza znajomość nie rozpoczęła się zbyt przyjemnie jakiś dziwny głos w mojej głowie oznajmiał mi, że to jeszcze nie koniec. i miał racje. 
następnego dnia znów ją spotkałem. tym razem w kawiarni. i znów byłem sam. postanowiłem się do niej dosiąść i przedstawić się. tego dnia nie była już aż tak bardzo nieprzyjemna. można powiedzieć, że była wobec mnie miła. z lekkim uśmiechem wyglądała przeuroczo i muszę przyznać, że jej nieprzeciętna uroda była bardzo intrygująca i pociągająca? może tak to ujmę. 
przez kolejne dni również spotykaliśmy się. oczywiście, przez czysty przypadek lecz czy to w ogóle możliwe, by aż tyle razy wpadać na siebie bez znacznego powodu? do dziś wciąż się nad tym zastanawiam. 
po miesiącu zaczęliśmy się umawiać, już tak na prawdę. choć i tak była to jedynie znajomość, bądź przyjaźń. przynajmniej w tamtej chwili. 
z dnia na dzień przywiązywałem się do niej coraz bardziej. tęskniłem za nią każdego wieczora i ranka. budziłem się i zasypiałem ze świadomością, że spotkam się z nią już niedługo. 
nigdy nie było nam brak tematów do rozmowy, co było dziwne, gdyż potrafiliśmy rozmawiać godzinami. bez przerw. 
pamiętam dokładnie ten dzień, gdy uświadomiłem sobie, że ją kocham. to wtedy, gdy nasze usta prawie złączyły się w pocałunku. do tamtej pory nie sądziłem, że mógłbym poczuć do niej coś więcej... a jednak. 
pierwsza oficjalna randka, pierwszy prawdziwy pocałunek. to wszystko działo się w tak szybkim czasie. 
czasami zastanawiałem się, czy przypadkiem nie działo się to za szybko. czy czasem nie powinniśmy zwolnić i odpocząć od siebie, ale wiedziałem, że nie potrafię wytrzymać bez niej ani chwilki. 
w wieku dziewiętnastu lat zamieszkałem z nią. ona miała wtedy lat osiemnaście. byliśmy młodzi, zbyt młodzi...
pamiętam tą chwilę, gdy upadła. tak po prostu. zemdlała. podbiegłem do niej zdenerwowany i prędko zadzwoniłem po pogotowie. przyjechali w dość szybkim czasie i zabrali ją na szereg badań. dnia trzeciego jej pobytu w szpitalu lekarz oznajmił mi, że jest chora. źle przyjąłem wiadomość, że ma raka, no ale cóż. kochałem ją bardzo mocno... nadal kocham. 
bałem się jej to przekazać, bo nie byłem pewien jak zareaguje na wieść, że może nie przeżyć kolejnych paru lat. ale w końcu zebrałem się na odwagę i powiedziałem to.
była zdruzgotana, choć może nie tak bardzo jak ja. zdaniem psychologa nie przejęła się tym za bardzo. nikt nie wiedział dlaczego. lekarz powiedział, że ona udaje i w głębi cierpi z tego powodu. czy ona chciała mi tym udowodnić, że mam być silny? bo nie za bardzo rozumiałem ją w tym momencie. dlaczego po prostu nie powiedziała mi, że wcale nie chce odchodzić? 
parę miesięcy trzymali ją pod obserwacją faszerując lekami. co noc czuwałem przy niej sprawdzając, czy jej sen jest dostatecznie spokojny. każdego dnia siedziałem z nią i starałem się sprawić, by nie nudziło jej się za bardzo. choć średnio mi to wychodziło. 
w końcu po tylu dniach udręki wypuszczono ją do domu. pierwsze dni spędzone razem w naszym przytulnym mieszkanku były spokojne. później zaczęliśmy się zastanawiać co będzie dalej. i tak właśnie postanowiliśmy wziąć ślub. czy był to ślub z przymusu? można to tak określić, ponieważ jestem pewien, że gdyby nie choroba Sophie odłożylibyśmy małżeństwo na jakiś dużo późniejszy termin. 
ceremonia zaślubin odbyła się w małym gronie. oboje chcieliśmy by była to kameralna uroczystość. 
starałem się być szczęśliwy tego dnia, lecz myślami wciąż odbiegałem w zupełnie inny świat. ona to widziała i smutno spoglądała na mnie z boku. nie chciałem jej sprawiać przykrości, ale po prostu nie potrafiłem inaczej. 
po jakimś czasie okazało się, że jesteś w ciąży. przeraziła nas trochę ta myśl, choć myślę, że oboje byliśmy na tyle dojrzali, by zostać rodzicami. ale to i tak nie był chyba ten moment...
dziewięć miesięcy później urodziła dziewczynkę, a ja zostałem ojcem. nazwaliśmy naszą córeczkę Alice. 
wszystko było w porządku. jej stan unormował się i zdawało się, że już wszystko będzie okej. do czasu, gdy ponownie omdlałaś. siedziałem pod jej salą i czekałem. 
o godzinie 4:32 w dzień pierwszych urodzin Alice lekarz ogłosił zgon. ten czas zapamiętam do końca życia. 
minęło 17 lat od tamtego dnia. długo czekałem na tą chwilę. 

' przepraszam, że wybrałem akurat ten dzień, bo wiem, że dziś obchodzisz swoje osiemnaste urodziny. ale chciałem, byś była dostatecznie duża by zrozumieć to co zrobię.
chyba wiesz, jak to jest gdy zakochasz się bezgranicznie i bezwarunkowo, prawda? 
uczuciem bardzo głębokim i wiecznym darzyłem Twoją matkę i wiem, że ona także kochała mnie równie mocno. tęsknię za nią zbyt bardzo by móc trwać tu dalej. 
jeżeli to czytasz, to oznacza, że mnie już nie ma. jeszcze raz przepraszam. 
i wiedz, że jestem z Ciebie tak bardzo dumny i kocham Cię. 
Twój tata, Liam '

- Idę do Ciebie, kochanie. - powiedziałem i wbiłem nóż prosto w klatkę piersiową. zamknąłem oczy i w spokoju ducha odszedłem z tego świata, tylko po to by być przy kimś kto znaczy dla mnie więcej niż ja sam. 


2 komentarze:

  1. Piękny...bardzo wzruszający i w ogóle, dobra, przyznam się, że miałam łzy w oczach. Pisz więcej, bo naprawdę masz talent ;> Zapraszam do mnie http://harder-live-without-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. cudowny *.* tylkoo tyle powiem !!! <3

    OdpowiedzUsuń